Dzień dobry!
Wpadł mi ostatnio w ręce fragment książki autorstwa Joanny Szulc, „Sama mama”.
Książka traktuje o tym jak mierzyć się z kolejnymi etapami rozstania i budowania życia na nowo.
Przytoczony fragment opowiada o poczuciu lęku i bezsilności towarzyszącemu świadomości nieuchronnie rozpadających się więzi. O tym, że nasze ciało podświadomie emituje sygnały, że czujemy się w związku źle, odbija się to na naszych relacjach z otoczeniem i pogłębia już istniejący poważny konflikt z partnerem.
Autorka wskazuje na terapię i wsparcie psychologiczne jako ważny aspekt mierzenia się z rzeczywistością, jako istotny element analizy w czym tak naprawdę tkwimy i czy rozstanie jest już jedyną słuszną drogą.
Dalej idąc, wskazuje wsparcie terapeutyczne jako drogę powrotu do normalności, czy chociażby źródło czerpania siły do przetrwania często trudnego i wyniszczającego dla wszystkich (bezpośrednio i pośrednio zaangażowanych) konfliktu okołorozwodowego. Ciekaw jestem Waszych doświadczeń w tym zakresie?
Czy udało Wam się samodzielnie dokonać analizy sytuacji w jakiej się znajdowałyście czy też uświadomiłyście ją sobie przy wsparciu bliskich, a może terapeuty?
Udało Wam się namówić partnera na terapię, a może było za późno i to decyzja o rozstaniu była najlepszym co mogło Wam się przytrafić?
Czy można pokonać rozstaniową traumę samemu czy pomoc dobrego, sprawdzonego terapeuty jest nieodzownym elementem odnajdywania siebie na nowo?
A może, ktoś jest już po lekturze tej książki – warto sięgnąć po nią w całości?
Ps. Książka ukazała się 19 czerwca br., nakładem Wydawnictwa Agora.
Jeśli chcesz włączyć się do dyskusji, zapraszamy na nasze SM: Facebook, Instagram, LinkedIn. 🙂💐👍